Pierwszy tegoroczny start był dla Rafała Jonika niezwykle satysfakcjonujący. Wziął on udział w Pucharze Jaksy 2011 w Miechowie, gdzie zawodnicy sprawdzali swoje siły w jeździe indywidualnej na czas na dystansie 10 kilometrów. Trasa cały czas lekko się wznosiła, przez co była niezwykle wymagająca. W stawce czterdziestu zawodników Rafał zajął trzecie miejsce open i wygrał pewnie swoją kategorię. Poniżej przeczytacie, co stwierdził po starcie.
Jak wyglądał przebieg zawodów oczami Rafała:
Po wszystkich regulacjach sprzętu przeszedłem do zaplanowanej rozgrzewki i zapoznaniu się z częścią trasy. Asfalt nie był najgorszy, ale trasa ciągle pod wiatr! Dość mocny, który ciągle przeszkadzał. Dodatkowo trasa ciągle lekko się wznosiła. Ogólnie rozgrzewka przebiegła dobrze, odczucia pozytywne, tylko zbyt wcześnie ją zrobiłem, bo start miałem nieco później.
W końcu przede mną dwóch ostatnich zawodników. Goście wyposażeni na czasówkę nieźle, rowery specjalne na czas, pełne koła, kaski - no po prostu full. W tym momencie pogoda całkowicie się popsuła. Z 7 stopni C spadło na 2-3, zaczął padać deszcz ze śniegiem, dodatkowo wiatr dawał o sobie znać. Myślałem, żeby tylko wystartować, bo ciuchy zaczynały przemakać i robiło się zimno.
W końcu moja kolej. Standardowo stresik, ale głębokie wdechy troszkę mnie uspokajają. Wystartowałem spokojnie, chciałem uzyskać dobry rytm i kontrolować oddech. Po 2-3 kilometrach stwierdziłem, że mogę jechać nieco szybciej, jednak w końcówce znów lekko zwolniłem, mając przed sobą najtrudniejszy podjazd na 1 km do mety, na którym wiedziałem, że będzie najciężej. Tak też było. Starałem się jechać z jak najwyższą kadencją. Ciężko było, ale miałem jeszcze siłę 100 m przed metą nacisnąć mocniej i zafiniszować. Trochę żałowałem, że nie zrobiłem tego na 200 m do mety, bo myślę, że dałbym jeszcze radę.
Za metą łapanie jak największej ilości powietrza i lekkie kręcenie. Powrót na start, do samochodu, to chyba najmniej przyjemna część całego wyścigu. Zimno, cały przemoczony, starałem się jak najszybciej dojechać do auta. Jak już się przebrałem, udałem się do biura na ciepły posiłek i odebranie pucharu :)
Wyciągnięte wnioski:
Można powiedzieć, że wypadłem dobrze, bo mam 1. miejsce. Co prawda, konkurencja nie należała do mocnej, ale mimo wszystko zwycięstwo cieszy.
Pozytywny wpływ na ten wynik miała na pewno jazda z wysoką kadencją. W tym roku dużo ten element trenowałem i są efekty, bo rytm miałem bardzo dobry, a byle 'górka' nie powodowała 'rozbicia' pedałowania. Cały czas fajnie mi się kręciło. Efekt był również taki, iż pod koniec nie miałem zakwaszonych nóg i do samej kreski mogłem jechać na wysokim tętnie.
Zawody trochę się opóźniły, przez co zbyt wcześnie przeprowadziłem rozgrzewkę. Byłem też słabo zorganizowany przed startem, wszystko robiłem na ostatnią chwilę, poszedłem spać trochę później niż zakładałem. Na pewno następnym razem spakuję się ze 2 dni wcześniej, może zrobię listę i będę fajkami odznaczał tak, żeby niczego nie zapomnieć. Tym razem nie zabrałem ze sobą czujnika kadencji.
Podsumowując, zebrałem doświadczenie w jeździe na czas. Dużo lepiej jest jechać na wysokiej kadencji, bynajmniej dla mnie. Kolejny wniosek, to nie szarżować na samym początku, w miarę równo się rozpędzać, aby nie było skoku tętna na samym starcie. Wyścig pokazał mi w jakim tętnie mogę jechać podczas czasówki.
Na następny raz na pewno wcześniej się spakuję i sprawdzę rower dzień wcześniej. Przygotowałem sobie dobry posiłek przed startem i dobrze nawodniłem. Odczucia niezwykle pozytywne.
spoko, tak to każdy by chciał..
OdpowiedzUsuń