22 marca 2011

Szosowe siodełko, wąska deseczka, stało się bardziej komfortowe...

   Dziś prezentujemy kolejną porcję komentarzy z cyklu 'przemyślenia naszych zawodników'. Grzegorz Broda od początku współpracy urzekał poczuciem humoru i dystansem wobec siebie. Doskonale pamiętam określenia Grzegorza, że lubuje się w smaku błota, że wyprzedzają go dziewczyny z Cisowianką w koszyku, a przed przystąpieniem do naszych treningów zastanawiał się czy potrafimy z leszcza zrobić kolarza. Sprawdźcie, jak przebiega proces tworzenia kolarza.


Grzegorz w naszej korespondencji pisze:

   Kiedy zaczynałem swoją przygodę z Oxygen Cycling, maksymalny czas spędzony na trenażerze wynosił godzinę z minutami. I wydawało mi się, że dłuższej jazdy pod dachem fizycznie nie zniosę. Dziś, po ponad trzech miesiącach regularnego treningu powiem tylko tyle, jeżeli w rozpisce jest 1h 45minut, nawet nie chce mi się wypinać roweru z trenażera. Nawet szosowe siodełko marki wąska deseczka będące moim utrapieniem, stało się jakieś bardziej komfortowe.

   Same treningi wymagał ode mnie zmiany przyzwyczajeń. Po pierwsze wcześniej praktycznie nie trenowałem w zadanych przedziałach tętna. Po prostu wsiadałem na rower i naparzałem najszybciej jak potrafiłem (wersja na trening krótki), lub jechałem w góry i katowałem się przez kilka godzin (wersja na dni wolne), wracając zziajany jak pies. Pulsometr służył mi do jednego, pilnowania, żeby czas spędzony powyżej 170 bpm nie przekraczał 100%. Zdanie „dziś jeżdżę w tlenie” padało tylko wtedy, kiedy spotykałem kogoś, komu nie potrafiłem utrzymać koła ;) Oczywiście miałem podstawową wiedzę o treningu i wiedziałem ze takie postępowanie nie jest właściwe, ale ponieważ praktycznie zawsze jeździłem ze znajomymi, duch rywalizacji i chęć dorównania mocniejszym kolegom zawsze brała górę. Dziś grzecznie odpuszczam kiedy pulsometr pokazuje, że jest za wysoko.

   Ponieważ cele postawione na ten rok są zdecydowanie długodystansowe, cały czas podstawą mojego treningu jest jazda wytrzymałościowa. Nie ukrywam, że mozolne budowanie bazy nie jest czynnością nadzwyczaj ekscytującą. Na szczęście pojawiające się coraz częściej mocne akcenty w treningu dają mi nowy zapał do pracy. Ostatnio okazało się, że młynków nie lubię robić na dworze, a tempówek pod dachem. Trener pozwolił mi na zmiany w planie, tak, aby te elementy dopasować do okoliczności przyrody. Trenażer pozwala mi skupić się na jak najszybszym pedałowaniu bez oglądania się na drogę, wiatr czy inne czynniki. Choć przyznam, że jedna sesja młynków przeprowadzone na oblodzonej leśnej drodze była przezabawna. Głównie ze względu na upadki w najmniej spodziewanych momentach. Z kolei tempówki pod dachem są dla mnie trudne do wysiedzenia. To samo ćwiczenie przeprowadzane na szosie jest po prostu przyjemne, nawet pod wiatr.

   Z niecierpliwością czekam na pierwszy maraton, pierwszy prawdziwy test tego, czy uczciwie przepracowana zima jest w stanie coś zmienić w moich wynikach. Tym bardziej, że wybieram się do Murowanej Gośliny. Płaska trasa i brak technicznych sekcji powie mi dużo na temat mojej formy. Dotychczas właśnie szybkie, proste trasy były moją najsłabszą stroną.

   Muszę też napisać o jednym bardzo negatywnym zjawisku związanym z treningiem. Jest to ilość prania jakie generuję. Praktycznie dzień w dzień kolejne przepocone ciuchy trafiają na stertę z ubraniami do prania. Jeśli nie chcecie aby w Waszych domach permanentnie suszyły się gatki z pampersem i obcisłe koszulki, to zdecydowanie odradzam regularny trening.

3 komentarze:

  1. Czasami odnoszę wrażenie, że generowane ilości prania to pikuś w porównaniu do ilości wręcz "pożeranego" jedzenia (zwłaszcza po dłuższym treningu w nie do końca sprzyjających warunkach pogodowych). Ale mówi się trudno, i pierze się oraz je dalej;)
    Pozdrawiam ze słonecznej (dziś) Warszawy,
    Ola

    OdpowiedzUsuń
  2. gb alias karmi22 marca 2011 12:22

    Ja tam lubię jeść, wiec uzupełnianie kalorii dla mnie to raczej zaleta treningów. Rodzina trochę protestuje kiedy wpadam do domu i od drzwi wołam "nastaw wodę na makaron", ale wiadomo, trzeba wtrząchnąć węglowodany zanim okno glikemiczne zamknie się z trzaskiem ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. ja mam kilka kompletów kolarskich i dlatego jakoś pranie znoszę.. co do jedzenia nie widzę żeby więcej 'szło', schudłem 3.5kg, a wciąż jestem za gruby

    OdpowiedzUsuń