19 kwietnia 2011

Jak jeździ się w Anglii? - okiem szosowca


   Dziś prezentujemy ciekawe spostrzeżenia autorstwa naszego zawodnika - Cezarego Kierczaka, który na codzień przebywa w Wielkiej Brytanii. Osobiście miałem okazję przekonać się, że jadąc lewą stroną niewiele się zmienia, ale Czarek jest w tej dziedzinie prawdziwym eskpertem. Zapraszam więc do lektury.

   Jazda w rowerem w Anglii – wiadomo po lewej stronie drogi – nie jest ani lepsza, ani gorsza od ‘naszej’ polskiej. Łatwo się przyzwyczaić, ale początkowo można się pogubić i kompletnie nie wiedzieć kto ma pierwszeństwo – na szczęście infrastruktura drogowa jest tak opracowana, że praktycznie zawsze ma się przed sobą znak informujący (bardzo często podświetlony). Stan dróg w Anglii nie jest idealny, jest jednak znacznie lepiej niż w Polsce (zwłaszcza po zimie) i jest gorzej niż np. w Austrii (okolice Wiednia). Na szczęście dziury są szybko przez drogowców usuwane i rzadko można spotkać takie naprawdę ‘kończące’ koła. Co do kierowców i ich nastawienia do kolarzy to jest o wiele lepiej niż u nas. Jeszcze nikt na mnie nie trąbił z daleka (ani z bliska) i nikt na mnie nie warczał, poganiał... zupełnie inna kultura. Co do samych dróg i jak to wygląda: wiadomo, że najlepiej trenuje się na pustych wiejskich drogach. Drogi są natomiast raczej wąskie i dwa samochody muszą zwolnić, aby się bezpiecznie wyminąć. Warto dopisać, że szosy często otoczone są żywopłotem z obu stron o wysokości około 1,5-2 metrów i kiedy wieje wiatr dają przyjemną ochronę. Nie ma natomiast obszarów leśnych, gdzie przez kilka kilometrów można by ‘odpocząć’ w cieniu, ma dróg przez las i tego bardzo mi brakuje. Co do pogody to trzeba przyznać, że nie jest w cale tak bardzo deszczowo jak to się u nas mówi, angielska pogoda…jest natomiast często pochmurno. 



   Bywają dni piękne, 30 stopni ciepła i bywają dni chłodne np. +6 i wilgotno i wiatr, co potęguje  wychłodzenie. Często lekko wieje. Jeśli już pada to rzadko jest to intensywnie, raczej przelotnie lub, jeśli już siąpi to cały dzień – i też można jechać. Zima nie jest taka fatalna – temperatura około zera to taka zwykła angielska zima i rzadko leży śnieg dłużej niż dwa dni, zresztą nie jest zwykle warstwa nie większa niż 5-10 cm. Szosy są posypane solą w zimie i odśnieżone i naprawdę nie można narzekać. Ja z resztą w zimie głównie używałem trenażera, bo mam tylko jeden szosowy rower i trochę szkoda. Wyjazd z miasta zajmuje mi ok.15 minut i już mogę śmigać do woli. Obszar, w którym mieszkam (East Midlands) leży blisko Parku Narodowego Peak District – jest to silnie pofałdowany teren. Aby dotrzeć do konkretnych podjazdów muszę przebyć około godzinkę i mam już np. podjazd długości 1.6km średnio 12%, albo inny 9km podjazd o średnim nachyleniu 3%, są też krótkie, sztywne do 22%. Natomiast większość treningów wykonuję po płaskim.



   Odnośnie do jazd grupowych, to mam aż trzy opcje na weekend. Jedna grupka startuje o 8.00 rano. To około 30 osób, które ‘robią’ stówę (w km) po prawie płaskim w jedną sobotę, a na drugą sobotę jadą 110 km po pagórkach – i tak na przemian co tydzień, aby nie było nudy. Druga grupka, ta o 9.15 jedzie tylko 80 km i zawsze to samo jadą – zwykle jest ich trochę mniej niż 20-stu w sobotę. Jest jeszcze Chain Gang – we wtorek i w czwartek o 18.45. Wtorkowy ‘gang’ dzieli się na trzy grupki: szybka – w kilka osób (nie utrzymam się), średnia dam radę z nimi jechać i wolna zwykle jadą po prostu wolniej – zbierają na koło tych co odpadają. We wtorek zjawia się na Chain Gang około 50 osób. W czwartek jest ich mniej i jest jedna grupa ok.30 osób a tempo graniczy między szybkim i średnim. Sami kolarze są bardzo uprzejmi i mili i pomocni, mają poczucie humoru i ciągle stroją żarty na przeróżne tematy. Podejście ich do kolarstwa jest bardzo serio i robią wiele, bardzo wiele by być mocnymi w sezonie, np. zgrupowania i 100% frekwencja w lokalnych wyścigach. W okresie zimowym – luty i marzec odbywa się kilka treningowych wyścigów, tzw. Reliability Race, które nie są normalnie z numerami startowymi, tylko na własną odpowiedzialność kolarzy, ale organizowane przez lokalne (tutaj aż trzy) kluby po otwartych szosach.



   Blisko mam tez do wyścigów już normalnych, klasyfikowanych. Około 40 minut ode mnie na rowerze jest tor wyścigowy Darley Moor, gdzie normalnie ścigają się motocykle i samochody, a w soboty czasem i kolarze. Tor (w kształcie trójkąta) pozwala na wprowadzenie się a kolarstwo dla takich osób jak ja – jeśli zostanę za peletonem, zawsze mogę odpocząć kilka minut zanim mnie peleton znowu ‘dojdzie’, następnie złapać się na koło i na nowo szukać swojej szansy – normalnie byłbym już zdublowany – ale w przeciwieństwie do polskich wyścigów nikt nie ‘każe’ mi zejść z trasy i mogę ‘dokończyć’ swój wyścig wyciągając właściwe wnioski. W przeciwieństwie do naszych wyścigów w Polsce, gdzie najczęściej wszyscy mężczyźni startują razem (powyżej 18 roku życia do... najstarszego, bez znaczenia jaki kto ma poziom), tutaj kolarze podzieleni są na kategorie: początkujący jest w czwartej i jak zdobędzie 10 punktów lub więcej w roku startowym to awansuje do trzeciej, potem za znacznie więcej punktów może przejść do drugiej – z drugiej do pierwszej, a potem już do elity, gdzie np. spotkać można Deana Downinga, nawet na takim odludnym wyścigu jak Darley Moor. Punkty przyznaje się w zależności od rangi wyścigu, do niektórych dopuszcza się tylko osoby z pewnych kategorii. W mojej kategorii w sobotę startuje ponad 100 osób. Wstęp kosztuje 14 funtów, trzeba mieć licencję kolarską i kask. Tak, że tutaj dzieli się kolarzy nie ze względu na wiek, ale na poziom sportowy jaki reprezentują. Myślę, że to jest mądrzejsze podejście, niż kategorie wiekowe – bo niejeden młodzik mnie ‘objedzie’ i tak samo weteran kolarstwa jeżdżący kilkanaście lat.

   Ogólnie mówiąc, znacznie łatwiej jest tutaj rozpocząć przygodę z kolarstwem, więcej jest możliwości, a dostępność sprzętu jest też większa. Ceny są mniej więcej takie same w Polsce albo trochę niższe, zależy co się chce kupić. W mojej miejscowości – Derby – są dwie wytwórnie rowerów: Mercian Cycles (stalowe, najwyższej jakości, ręcznie robione rowery szosowe na osprzęcie Campagnolo) oraz Moda (szosowe ramy z włókien węglowych produkowane na Tajwanie, osprzęt jaki się chce). Jest kilka klubów amatorskich w okolicy. Wiadomo – amatorstwo – ale mają stroje, mają budynki gdzie mogą trenować i zbierać się na sesje na ergometrze w zimie – łatwiej jest wejść w profesjonalne kolarstwo. Można to zaobserwować np. po osobie Marcina Białobłockiego, który w 2010 roku został liderem rankingu punktowego British Cycling (to samo co w Polsce klasyfikacja PZKol) w kategorii Road i dzięki czemu przeszedł do lepszej drużyny jeszcze przed końcem 2010. Tak więc polskich akcentów nie brakuje.

   Wiele osób z mojej pracy jeździ do pracy na rowerze (kupili rowery w specjalnym schemacie ‘Cycle 2 Work’, nie płacąc podatku – część kosztów roweru pokrywa brytyjski urząd podatkowy – w celu zmobilizowania większej liczby osób korzystających z ekologicznego środku transportu (np. kupujący rower kosztujący ₤620 oszczędza ₤170). Prawie każdy ode mnie z pracy ma rower górski – nie ma jednak, tak jak u nas bliskości lasów, gdzie można sobie jeździć. Są trasy rowerowe, ale tak jak u nas w Polsce to nie ma, na dziko do lasu…tego mi brakuje.



tekst i zdjęcia: Cezary Kierczak

3 komentarze:

  1. Na szóstej fotce od góry pośrodku zdjęcia stoi Damon Hauge, dwukrotny mistrz świata w boksie kategorii WBF. Damon jeździ na rowerze PRINCE (limitowana seria A.Valverde) i zawsze wygrywa koszulkę najbardziej aktywnego:)

    OdpowiedzUsuń
  2. No fajnie, jezdzicie z obstawą, przynajmniej jest bezpieczniej :D
    bdw Anglia nie jest chyba krajem specjalnie atrakcyjnym dla miłośników MTB, byłem tam kilka dni (okolice Oxford), i z tego co widziałem wszystko jest pogrodzone płotkami. Praktycznie trudno przejechać więcej niż 500m bez zchodzenia z roweru. Do tego ansolutny brak lasu. Nie wytrzymał bym tam dłuzej niż dwa tygodnie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja chce za niedługo robić angielskie prawo jazdy, tylko nie wiem jak sobie poradzę właśnie z tym ruchem lewostronnym. Mam nadzieję, że uda mi się szybko przyzwyczaić.

    OdpowiedzUsuń