5 maja 2011

Podsumowanie kwietnia - Karolina Rozenek

   Nie zawsze przedsezonowe założenia układają się po naszej myśli. Wystarczy, że dochodzą dodatkowe obowiązki, choroby, czy też problemy z motywacją i nasz kalendarz treningowy dziurawi się niczym szwajcarski ser. Z podobnymi problemami zmagała się w kwietniu nasza zawodniczka - Karolina Rozenek. Zapraszamy do lektury...


   W kwietniu przejechałam 188,7km w ciągu 8 wyjazdów (mało, oj mało!). Dla porównania w marcu było 15 wyjazdów i przebieg 353,43km. Czyli w kwietniu o połowę mniej niż w marcu i też o połowę mniej niż zakładały plany treningowe. W obu przypadkach średnio na jeden wyjazd wypada ok. 23,5km. W kwietniu przeciętnie jeździłam z prędkością niewiele większą niż 20km/h. 

   Opuszczanie treningów w tym miesiącu wynikało z wielu względów, m.in. problemów z kręgosłupem, nawału pracy oraz z powodu choroby. Martwi mnie to, że nie potrafię się wywiązać z planów treningowych chociaż w 80%. Kilka razy zastanawiałam się nawet nad tym, czy nie zrezygnować, bo czuję się nie fair. Ale za każdym razem postanawiałam dać sobie jeszcze szansę, z nadzieją, że kolejny tydzień/miesiąc będzie bardziej owocny. Boję się, że jazda na rowerze przestaje być hobby, które MOGĘ realizować, a zaczyna być pracą, którą MUSZĘ wykonać. Gdyby tak się ostatecznie stało, to byłaby to dla mnie nieodżałowana strata. 

   Nie można jednak powiedzieć, że kwiecień jest całkowicie straconym miesiącem. A to ze względu na pierwsze starty. Najpierw Górale na Start w Boguszowie-Gorce – mój pierwszy wyścig XC. Okropnie się przed nim stresowałam, ale było to bezcenne doświadczenie, które pozwoli mi na już bezstresowe startowanie w kolejnych edycjach Stanie na podium – nawet pomimo 1-osobowej konkurencji – stanowi również niesamowite uczucie Następnie BikeMaraton Wrocław. Z tego startu jestem niesamowicie zadowolona ze względu na dużo lepsze osiągi w porównaniu do zeszłego roku. Miejsce w swojej kategorii wiekowej 17. na 45 w porównaniu do zeszłorocznego 29. na 33. Czasowo również nieźle, bo 34 minuty straty do najlepszego (w zeszłym roku 43 minuty gorzej niż zwycięzca), przy czym najlepszy miał ten sam czas w obu sezonach, bo jechał równo godzinę. Więc można w skrócie napisać, że przejechałam ten maraton o 9 minut szybciej niż w zeszłym roku Cieszy mnie również to, że udało mi się zająć lepsze miejsce od 2 zawodniczek, które w zeszłym roku też startowały, a miały dużo lepsze wyniki ode mnie.

   Udział w tych wyścigach trochę mnie podbudował i przypomniał, dlaczego tak naprawdę lubię jazdę na rowerze i po co trenuję. Mam nadzieję, że trening ostatniego dnia kwietnia będzie dobrą zapowiedzią kolejnego miesiąca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz