7 stycznia 2013

"Zaczęłam przeradzać się w świadomą kolarkę" - podsumowanie grudnia Sylwii Piszczatowskiej


   Dziś zapraszamy do zapoznania się z przemyśleniami kolejnej naszej zawodniczki, Sylwii Piszczatowskiej.

   Grudzień 2012 r. to dla mnie miesiąc wielkiej rewolucji treningowej. Już na jego początku spotkała mnie bardzo miła niespodzianka, znalazłam się w gronie 7 szczęśliwców, którzy zostali obdarowani darmowym, obejmującym okres przygotowawczy oraz właściwą część sezonu pakietem indywidualnych planów treningowych i znaleźli się tym samym pod czujnym okiem trenera.

   Moje dotychczasowe przejawy aktywności ruchowej zostały prawie całkowicie przewrócone do góry nogami. Zawsze byłam aktywną osobą, nigdy nie umiałam usiedzieć w miejscu, za rower chwyciłam jednak, tak na poważnie, relatywnie niedawno, bo jakieś 2 lata temu. Do mojego klubu kolarskiego przyłączyłam się w zeszłym sezonie i to za jego sprawą skoczyłam od razu na głęboką wodę, startując w górach, ale i nie tylko. Każdy trudny technicznie maraton był dla mnie ogromnym wyzwaniem, prawdziwą szkołą życia. Do kwestii treningów podchodziłam jednak bardzo spontanicznie, na rower wsiadałam tylko wtedy, kiedy miałam na to ochotę (nie licząc dojazdów do pracy, wypadów do sklepu czy kina). Na szczęście jazda na jednośladzie sprawia mi ogromną frajdę i dlatego też nie było większego problemu z wyrobieniem kilometrów. Niemniej szerzyła się samowolka treningowa w czystej postaci.

   Moja przygoda z treningami z prawdziwego zdarzenia zaczęła się w połowie grudnia. Z amatorki kolarstwa, ale całkowitej ignorantki treningowej zaczęłam przeradzać się w świadomą kolarkę. Obowiązki, które pociągnęła za sobą współpraca z trenerem na dobre wpisały się w pejzaż mojego codziennego grafiku, nauczyły lepszej organizacji i samodyscypliny, z którymi do tej pory bywało różnie. Trening stał się rzeczą świętą ;) Co nie oznaczało jednak większych zaniedbań na innych polach, np. rodzinnym czy towarzyskim, a pomagało jedynie w szlifowaniu cennej umiejętności efektywnego dysponowania czasem. Od 15 grudnia zaliczyłam 13h 20min treningów, 5 dni miałam wolnych. Sumiennie realizowałam plan treningowy, który został jednak dwukrotnie zmodyfikowany na moje życzenie. Pierwszy raz, z uwagi na zasygnalizowanie trenerowi mojej chęci wystartowania w zawodach na trenażerze organizowanych w jednym z białostockich sklepów rowerowych. Drugi raz, z powodu wyjazdu do Krakowa na przełomie Starego i Nowego Roku, gdzie zamiast rozpisanych na te dni dwóch przejażdżek regeneracyjnych wzięłam udział w jakże przyjemnym, bo bardzo rekreacyjnym w moim wydaniu Biegu Sylwestrowym.

   Początkowo dziwiło mnie zalecenie codziennego mierzenia pulsu zaraz po przebudzeniu czy skrzętnego odnotowywania w dzienniczku treningowym ilości godzin i jakości snu, apetytu czy nastroju. Czułam się nawet przez moment jak „królik doświadczalny” ;) Z czasem te wszystkie czynności stały się bardzo naturalne, a obserwacja siebie samej nawet dosyć zajmująca. Bawiły mnie (jak chyba również wszystkie znajdujące się w pobliżu niewtajemniczone osoby) poszczególne ćwiczenia wplatane do repertuaru treningowego, które wyciskały i zapewne długo jeszcze wyciskać będą ze mnie siódme poty. 

   Prawie wszystkie grudniowe treningi odbyłam na rowerze stacjonarnym bądź na rowerze do zajęć indoor cycling. W teren wyjechałam tylko raz. Niestety pogoda na północy kraju, m.in. w Białymstoku nie rozpieszcza zanadto nas kolarzy. Umocniłam się w tym przekonaniu w wolnym pod koniec grudnia od śniegu i lodu Krakowie. Pomyślałam wtedy, że to prawdziwy raj dla tamtejszych rowerzystów i trochę im pozazdrościłam. Mój pierwszy w życiu zimowy trening w terenie, pomimo walki z hałdami śniegu i zalegającym pod nimi lodem przyniósł mi jednak ogromną frajdę (w przeciwieństwie do kolejnego styczniowego, ale o tym już w następnym podsumowaniu). Niełatwo było trzymać się wszystkich wytycznych trenera, a mam na myśli zakres tętna czy kadencję, ale nowe doświadczenia zdobywane w mało komfortowych warunkach atmosferycznych rekompensowały cały włożony trud. Balansowanie na rowerze po śliskiej nawierzchni, to ponoć doskonała okazja do podnoszenia umiejętności technicznych, tak bardzo przydatnych w górach ;)

   Początkowe emocje związane z treningami już lekko opadły, ale moje nastawienie do nich jest niezmienne i zaryzykuję stwierdzeniem, że prawidłowe. To chyba normalne, że czasem chce się bardziej, a czasem troszkę mniej. W sumiennym realizowaniu planu treningowego pomaga mi jednak świadomość, że trener analizując moją osobę i moje działania, ma dla mnie określoną koncepcję, co pozwala mi patrzeć na przyszłość i zbliżający się sezon pozytywnie :)

2 komentarze:

  1. Jaki czas wykręciłaś na tym trenażerze? To ten klasyk shimano? ;>

    OdpowiedzUsuń
  2. Zawody zostały zorganizowane we współpracy z firmą Trek i partnerstwie Tacx Test Center. Wirtualna trasa miała długość 6,68 km i średnie nachylenie 1,6%. Mój czas? Do poprawy przy najbliższej okazji ;)

    OdpowiedzUsuń