28 października 2011

Sławomir Lasota - podsumowanie sezonu 2011


   Na powyższym zdjęciu widzimy trofea zgromadzone tylko w tym sezonie przez naszego zawodnika, Sławomira Lasoty. Żeby zaznajomić się z tym, w jaki sposób były one zdobywane, prezentujemy podsumowanie sezonu jego autorstwa. Zapraszamy do lektury.

   Podsumowanie zacznę od założeń, które przesłałem trenerowi na początku sezonu:

   „Priorytetem są dla mnie starty w cyklu Mazovia MTB Maraton. Być może nie we wszystkich uda mi się wystartować, ale chciałbym w przynajmniej 10-11 […]”

   Udało się wystartować we wszystkich trzynastu maratonach cyklu, tylko raz, ze względu na nagromadzenie awarii, nie ukończyłem wyścigu.

   „Ważna jest dla mnie generalka (liczy się 8 z 13 startów), chcę  wygrać swoją kategorię wiekową.”

   Program wykonany, norma znacznie przekroczona. W najśmielszych snach nie spodziewałem się, że wygram tak pewnie. Osiem zwycięstw (komplet punktów) i cztery miejsca drugie – to bilans moich startów. Chyba w pewnym momencie zniechęciłem do walki niektórych przeciwników, bo wycofali  się z walki o generalkę.

   „Maratony PolandBike mają być przerywnikiem – bardzo aktywnym treningiem. […] Nie będę walczył w klasyfikacji generalnej […]”

   I tu trochę przesadziłem. Spodziewałem się, że na nie swoim dystansie (brak Giga) będę zajmował 5-6 miejsca. Okazało się inaczej i, niepotrzebnie, wdałem się w walkę o klasyfikację łączną. Chyba było tego trochę za dużo – start praktycznie co tydzień. Niemniej osiągnąłem tu też kilka znaczących sukcesów: dwa zwycięstwa, jedno drugie, trzy trzecie miejsca. Dało mi to w generalce miejsce na trzecim stopniu podium. Nawet starty, w których zająłem czwarte lub piąte miejsce nie mogą być określane jako niepowodzenia. Raz przegrałem trzecie miejsce o sekundę, w innym wyścigu zerwałem łańcuch, dwa razy startowałem w trakcie silnego przeziębienia, czuję się zatem usprawiedliwiony.

   „Na sam koniec sezonu chcę również wystartować w lokalnym wyścigu MTB w Brodnicy […]”

   Wystartowałem i wygrałem kategorię bez problemu.

   Jak widać – był to sezon obfitujący w sukcesy. Sam byłem zaskoczony tak doskonałą formą i łatwością, z jaką wygrywałem większość wyścigów. Poparte to było ciężką, czasami katorżniczą pracą. Realizowałem wszystkie założenia treningowe.

   W okresie przygotowawczym część ćwiczeń z trenażera przenosiłem na narty biegowe (oczywiście w zakresach pulsów zaproponowanych przez trenera). Zima akurat sprzyjała rozwijaniu wytrzymałości  tlenowej. W ten sposób na początku wiosny miałem już głód jazdy na rowerze. Wytyczne trenera pozwoliły mi nie zastanawiać się nad treningami, wystarczyło tylko wykonywać przesyłane co tydzień ćwiczenia.

   Pierwsze starty w sezonie były rewelacyjne. Czułem olbrzymią moc, ścigałem się z najlepszymi – niezależnie od kategorii wiekowych. W niektórych maratonach zajmowałem (według czasów) drugie miejsce w kategorii niższej (M4). Świetnie jeździło mi się do lipca. Tu trener zaproponował roztrenowanie, by zbudować drugi szczyt formy na końcówkę sezonu. Z niejasnych przyczyn nie do końca się to udało. Podejrzewam, że może jestem już w takim wieku, gdzie nie da się zbudować dwóch równorzędnych szczytów (trudno pracować z zawodnikiem, który ma ponad 50 lat – literatura trenerska pewnie nie przewiduje takich przypadków). Przyczyną mógł być również nadmiar startów – ale to był mój wybór – trener pewnie wolałby, gdybym startował rzadziej. Nie oznacza to, że jeździłem źle. Nadal byłem najmocniejszy w kategorii wiekowej, ale już do młodszych przeciwników traciłem więcej.

   Najgorsza była końcówka, ale tu zadecydowała siła wyższa. Następnego dnia po finale Mazovii rozchorowałem się. Podejrzewam, że zadziałał tu mechanizm dekoncentracji organizmu. Dopóki startowałem – trzymałem się zdrowo, lekkie przeziębienia dusiłem w zarodku. Po osiągnięciu celu – organizm postanowił odpocząć, odpuścić. Podobną reakcję obserwowałem w swojej pracy nauczyciela. Wraz z początkiem wakacji często łapałem jakąś infekcję.

   Sprawiłem sobie jednak radość na sam koniec sezonu, kiedy już doszedłem do siebie. Wystartowałem w wyścigu XC w Brodnicy – i na 26-kilometrowej trasie wyprzedziłem następnego konkurenta o 3 minuty – z formą nie było zatem tak tragicznie.

    Podsumowując:  w tym roku trenując z Oxygen Cycling całkowicie zmieniłem intensywność i jakość treningów, zamiast jeździć dużo i wolno, jeździłem intensywnie i celowo. Czas jazdy się skrócił, ale był spożytkowany różnorodnie, ciągle wchodziły nowe elementy treningowe rozwijające kompleksowo najważniejsze cechy kolarza. W sezonie przejechałem 10000 km na rowerze i ponad 70 godzin na trenażerze. Dopełniłem to 50-cioma godzinami intensywnej jazdy na nartach biegowych.

   W wyścigach przejechałem około 1600 kilometrów. Zająłem (w różnych zawodach rowerowych): 11 razy pierwsze miejsce, 7 razy drugie, 3 razy trzecie. Życzyłbym sobie, by następne sezony były równie owocne w sukcesy.

   Ogromnie dziękuję trenerowi – panu Łukaszowi Korzeniewskiemu – za opiekę, za cierpliwość, za wyznaczanie mi ambitnych celów, za narzucanie czasami bardzo ciężkich ćwiczeń (nieraz miałem ochotę odpuścić, ale zawsze udawało mi się przełamać słabości). Gratuluję, że potrafił z tak opornej materii, jak pięćdziesięciolatek, wykreować zawodnika.

   To nie koniec. W przyszłym roku nie składam broni, i mimo powiększającej się konkurencji, też będę chciał co nieco wygrać. W każdym następnym sukcesie będzie cząstka tegorocznej pracy trenera. Jeszcze raz dziękuję.

Sławomir Lasota

1 komentarz: